Dzięki uprzejmości Firmy Rafko miałem przyjemność przez okres tygodnia testować kolumny podstawkowe Indiana Line Tessi 260.
BUDOWA
Po rozpakowaniu pudła z przesyłką oczom moim ukazały się dwie czarne skrzynki. Kolumny są dość wąskie o średniej wysokości i znacznej głębokości – wymiary 175x340x300mm. Z założoną maskownicą wyglądają przeciętnie – ani jakoś specjalnie ładnie ani brzydko. Po ściągnięciu maskownic ich wygląd zmienia się całkowicie. Na frontowej płycie znajduje się 26mm jedwabna kopułka otoczona chromowanym pierścieniem, poniżej dość duży 16 cm woofer z korektorem fazy co jest raczej rzadko spotykane w tej klasie cenowej kolumn oraz otwór bas refleks. Płyta czołowa wykończona jest w kolorze czarny mat. Całość robi całkiem dobre wrażenie, które wraz z upływem czasu potęguje się.
Od tyłu znajdziemy niezłe pojedyncze zaciski. Są wygodne do podłączenia końcówek typu banan, natomiast znakowanie polaryzacji wymaga poprawy, jest słabo widoczne. Maskownice wykonane są starannie i łatwo się je zdejmuje i zakłada.
Kolumny stoją na czterech gumowych podkładkach. Waga 5.9kg/szt sprawia wrażenie że trzymamy w ręku sprzęt, który powinien dobrze zagrać.
ZESTAW TESTOWY
Testowane Tesi 260 były podpięte pod elektronike Rotela – wzmacniacz RA 1070, odtwarzacz RCD 1072, spięte kablami Chord Odyssey 2oraz interkonektem Van den Hul d300. Ustawione na ciężkich drewnianych standach. Odsłuchy odbywały się po godzinie 21, z tego też powodu nie były sprawdzane na ponadprzeciętnych poziomach głośności. Pokój odsłuchowy 17m2 dobrze wytłumiony.
Kolumny są łatwe do wysterowania. Ciężko jest je natomiast jednoznacznie ocenić co wyniknie z poniższych testów.
TESTY
Testy zacząłem od mojej standardowej płyty testowej puszczając naprzemiennie różne rodzaje muzyki, w następnych dniach odsłuchiwałem już poszczególne płyty.
Przy cięższej muzyce duże znaczenie ma jakość nagranej płyty. Starsze nagrania ACDC nie brzmią tu najlepiej, dźwięk jest dość płaski, nie oddaje żywiołowości nagrań. Unplugged Nirvany również nie porywa. Soundgarden brzmi lepiej, można przyjemnie słuchać, nawet niższe zakresy są oddawane w miarę wiernie. Nowa płyta Lake of Tears brzmi bardzo dobrze. Po jej odsłuchu można by się pokusić o stwierdzenie że kolumny bardzo dobrze radzą sobie w rocku. Dźwięk jest ładnie wypełniony, wysokie tony są prawidłowe, czuć siłę i ciężar nagrania. Kawałki Aerosmith brzmią dobrze, można się rozsiąść i wsłuchać w płytę.
Na próbę włączyłem płytę Prodigy i przy kawałku Smack My Bitch Up trudno jest się nie uśmiechnąć i nie podkręcić wyżej potencjometru. Jest naprawdę dobrze – można się pomylić czy to nadal kolumny podstawkowe czy już podłogowe.
Muzyka nieco lżejsza typu Dire Straits brzmi ładnie. Kolumny przekazują dużo informacji, można bez problemu wyłapać przesunięcia palców po strunach, czy inne dźwięki towarzyszące, które często giną przy odsłuchach. Dream Theater również wypada dobrze. Czuć w tej muzyce przestrzeń, gitary ładnie brzmią. Pink Floyd słucha się z przyjemnością. Dostajemy dużą przestrzeń którą rysują nam kolumny, nie brakuje powietrza w tej muzyce. Przy nagraniu koncertowym Raz Dwa Trzy wypadają przeciętnie, niby wszystko dobrze ale nie przekonują nas, że jest to nagranie na żywo. Przy odsłuchach nagrań Stinga jest dobrze zwłaszcza przy kawałkach bardziej idących w stronę rocka, w tych bardziej jazzowych zaczyna brakować charakterystycznego ciepła. Nick Cave niestety nie dał rady zabrzmieć tak jak powinien. Wokal Cave’a nie był tak charyzmatyczny i głęboki do jakiego jestem przyzwyczajony. Wysokie dźwięki fortepianu wydają się mieć zbyt krótkie wybrzmienia. Na koniec puściłem Loreene McKennitt. Byłem nastawiony na lekkie braki w tej muzyce, jednak zabrzmiała ona nad wyraz dobrze. Kolumny zaplusowały dużą przestrzenią, przekazywały sporą ilość informacji, można się było odprężyć i wsłuchać w tą delikatną muzykę.
PODSUMOWANIE
Oceniając kolumny Indiana Line Tessi 260 nie jestem w stanie ocenić ich jednoznacznie. Z jednej strony zaprezentowały się bardzo dobrze biorąc pod uwagę ich cenę poniżej progu 1500 zł, z drugiej niektóre płyty mogły by zabrzmieć lepiej. I ciężko nawet przypisać je jednoznacznie do jakiegoś konkretnego rodzaju muzyki – mógłbym je sugerować pod rock, pop, rock progresywny. Myślę jednak że są to ciekawe kolumny, które warto przesłuchać biorąc ze sobą swoje ulubione płyty, jednak kupno ich w ciemno odradzałbym.
W końcowym rozrachunku uważam, że są to kolumny wyróżniające się w swoim przedziale cenowym jednak nie są rozwiązaniem uniwersalnym i nie każdemu się spodobają.